Relacja

CANNES 2014: Na gwiezdnym szlaku

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/CANNES+2014%3A+Na+gwiezdnym+szlaku-105027
Kolejnego dnia festiwalu w Cannes Michał Walkiewicz wybrał się na długo oczekiwany nowy film Davida Cronenberga – "Maps to the Stars", oraz konferencję prasową gwiazd kina akcji połączoną z pokazem fragmentów superprodukcji "Niezniszczalni 3".

"Faceci noszą dziś rurki i nie rozstają się ze swoimi iPhone'ami, tęsknię za starą szkołą, zwłaszcza w kinie akcji" – podsumowała pytanie o przyczyny popularności "Niezniszczalnych" początkująca aktorka, olimpijska medalistka i zawodniczka MMA, Ronda Rousey. Siedzący za nią korowód ikon kina akcji – od Schwarzeneggera, Stallone'a i Lundgrena, przez Snipesa, Stathama, po Gibsona, Forda i Banderasa  – dyplomatycznie nie zaprzeczał. Wiadomo przecież, że na planie była ich młodszą siostrą. Niezniszczalni są w większości starzy, w większości jarzy i mają spore szanse, by po raz kolejny zagrać nostalgiczny koncert na dziesiątki dymiących karabinów. 



Choć plan zdjęciowy w Bułgarii to kiepski prognostyk (sugerujący, prawdę mówiąc, cheapquel w rodzaju "Ghost Ridera 2"), film sprawia na wczesnym etapie produkcyjnym niezłe wrażenie. Zaprezentowane fragmenty były skromne i wpisano je w formułę dokumentu, w którym wszyscy poklepują się po plecach, jednak wydaje się, że reżyser Patrick Hughes (mający na koncie udane, westernowe "Red Hill") podchodzi do scen akcji z należytym szacunkiem. Chłopaki będą ratować świat na lądzie, morzu i w powietrzu, cała para idzie w kaskaderski gwizdek: imponuje zwłaszcza choreografia pojedynków wręcz oraz starcie na motorach, rozegrane w scenerii zdewastowanego osiedla.

Nowe twarze poobsadzano według dobrze znanego klucza, przy czym pewnym zaskoczeniem jest komediowy charakter postaci granych przez Banderasa i Snipesa. Ten pierwszy biega jak poparzony i wypluwa więcej słów niż kul, drugi z kolei w jednej ze scen przegina się w niewieści sposób i parodiuje jednego z nowych członków ekipy. Wśród rzeczonego narybku najlepiej zapowiada się wspomniana Rousey. Zwłaszcza gdy w kusej sukience zakłada dźwignie i rozdaje kopniaki w nocnym klubie. Reszta póki co wypada blado i trudno przypuszczać, że słowa Schwarzeneggera o przekazywaniu pałeczki były czymś więcej niż kurtuazją. 



"Przy okazji drugiej części zwróciliśmy się w stronę nieco lżejszej konwencji – mówił Stallone – Trzecia odsłona będzie mroczniejsza, chcemy wrócić do korzeni, inaczej rozłożyć akcenty". Będę się upierał, że dęta konwencja "jedynki" to zła wiadomość, podobnie jak fakt, że ociekająca krwią i naszpikowana przekleństwami seria celuje w kategorię wiekową PG-13. Nie ma co jednak dzielić skóry na niedźwiedziu. Poczekamy (do 15 sierpnia bieżącego roku), zobaczymy.

Spadające gwiazdy

Nowy film Davida Cronenberga jest jak "Gracz" Roberta Altmana oglądany po grzybkach halucynogennych. Albo odwrotnie – jak remake "Mulholland Drive" Davida Lyncha nakręcony przez dokumentalistę. To jedna z najbardziej bezlitosnych satyr na Hollywood w historii kina i zarazem przejaskrawiony, kiczowaty portret rozpadu świata, w którym najważniejszą walutą jest kłamstwo. Rozgrywa się w znanej i lubianej cronenbergowskiej rzeczywistości – gdzieś pomiędzy koszmarnym snem a zaludnioną przez żyjących, myślących i krwawiących ludzi jawą. Zderzenie tych porządków widzimy już w czołówce, gdy nazwy kalifornijskich ulic zostają nałożone na fikcyjny gwiazdozbiór. 



Do Fabryki Snów przyjeżdżamy autokarem. Jedną z pasażerek jest skrywająca pod kapturem poparzoną twarz Agatha Weiss (Mia Wasikowska). Cel jej wizyty jest początkowo nieznany, może być dziewczyną z prowincji liczącą na szybką karierę, albo turystką wędrującą "gwiezdnym" szlakiem. Skutki jej obecności w Hollywood szybko będą jednak widoczne. Okaże się bowiem spoiwem łączącym odpychających, gnijących od środka bohaterów: małoletniego, uzależnionego od narkotyków gwiazdora Benjiego (Evan Bird), starzejącą się i ogrzewającą w blasku kariery tragicznie zmarłej matki diwę Havanę Segrand (Julianne Moore), marzącego o scenariopisarskiej karierze szofera Jeromiego (Robert Pattinson), a także rodziców Benjiego, żyjące w kazirodczym związku rodzeństwo (John Cusack i Olivia Williams). Moralna degeneracja postaci szybko otwiera drzwi do świata pozazmysłowego. Wzgórza Hollywood nawiedzają u Cronenberga duchy szczęściarzy, którzy szybciej przenieśli się na tamten świat. Żywych torturują dla zabawy, ale biorąc pod uwagę, jak cyniczne i zepsute są ich ofiary, kara wydaje się adekwatna do winy. 



Cronenberg rezygnuje w filmie z wielu swoich ukochanych motywów, ale z dwóch zrezygnować po prostu nie może, choćby artystyczne poszukiwania zabrały go w rejony tematycznie i stylistycznie odległe. To oczywiście satyryczne zacięcie oraz wątek rozpadu ciała, symbolizowany tu przez poparzoną, zabliźnioną skórę Agathy. Jako satyryk reżyser dociska pedał gazu i ani myśli zwalniać. Rozdaje ciosy na całej długości łańcucha pokarmowego. Drwi z języka bohaterów i z ich fałszywych póz, z całego systemu i z tworzących go jednostek, z libertyńskiego stylu życia i filmowego modelu produkcyjnego, podyktowanych marketingowymi względami aktów filantropii i kursów odnowy duchowej. Kiedy trzeba, sięga po prawdziwe nazwiska – dostaje się choćby szarej eminencji Harveyowi Weinsteinowi, a fabularną machinę w ruch puszcza Carrie Fisher. I choć z reguły idzie w barokową przesadę, to nigdy nie odgradza nas od ekranu niewidzialną szybą – do naszych emocji apeluje równie skutecznie co do popkulturowej erudycji (genialna jest scena, w której celebrująca śmierć dziecka rywalki z planu Julianne Moore odstawia obłędny taniec w rytm przeboju "Na, Na, Hey, Hey, Kiss Him, Goodbye" zespołu Steam).

Resztę recenzji Michała Walkiewicza przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones