PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8673}

Ściana

Pink Floyd: The Wall
8,1 52 730
ocen
8,1 10 1 52730
7,9 17
ocen krytyków
Ściana
powrót do forum filmu Ściana

Pierwszy raz the wall zobaczyłem w 2008 roku przesiadując u babci w Moskwie.
Musiałem wraz z mamą pojechać na tydzień do rosyjskiej stolicy, postanowiłem więc wziąć ze sobą kilka filmów, żebym się tam nie nudził (celem wyjazdu nie była rozrywka).
Tak się złożyło, że parę dni wcześniej zobaczyłem kawałek the wall gdy ten film oglądał mój ojciec. Film mnie zaciekawił, ojciec bardzo go chwalił (a on byle czego nie chwali), więc płyta znalazła się w mojej walizce.

Będąc już w Moskwie i strasznie się nudząc odpaliłem film. Z początku wydawał mi się dziwny, niezrozumiały, nie trafiał do mnie. I wtedy do akcji wkroczyło "comfortably numb". Ta piosenka powaliła mnie na kolana, dosłownie klęczałem przed monitorem komputera... Nie do końca ją wtedy zrozumiałem, bo mój angielski nie był jeszcze zbyt dobry, ale tłumaczenie znalazłem w google. Comfortably numb zwaliło mnie z krzesła i poprzewracało mi w głowie, całkowicie mnie zmieniło. Te kilka minut było swoistą cezurą w moim krótkim życiu. A gdy usłyszałem to solo... łzy same napływały mi do oczu. Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś tak niesamowitego. I tak właśnie się zaczęło. Zakochałem się w tym zespole i wydaje mi się, że ta miłość nigdy nie przeminie. Szkoda, że nie urodziłem się parędziesiąt lat wcześniej, żeby zobaczyć pink floyd na żywo.


Już wcześniej słuchałem rocka, a przynajmniej tak mi się zdawało, bo była to łupanka w stylu sum 41 czy the offspring.
Cieszę się, że zabrałem ze sobą ten ten film do Moskwy, bo całkiem możliwe, że do dziś byłbym nieświadomy tego piękna i nadal słuchałbym jakichś jonas brothersów...


Swoją drogą, jaki są Wasze ulubione piosenki pink floydów?
ja uwielbiam je prawie wszystkie, ale szczególne miejsce w moim sercu zajmuje "Time". Idąc przez życie kieruje się słowami tej piosenki i mam nadzieję, że nigdy nie przegapię sygnału na start.

ocenił(a) film na 9
johnny1994

U mnie flojdowa mania zaczeła sie tak po prostu od odsluchania albumu the wall. To było gdzies z 11 moze 12 lat temu. Jeszcze malo znalem angielski, teksty nie rozumialem w ogole, a i tak stwierdzilem po samej muzyce, ze to musi byc jakis concept album, który o czyms opowiada. W podobny sposób doswiadczylem jednego szczegolnego utworu, ale nie comfortably numb tylko Hey You i tez slowa powalily mnie na kolana.
Pozniej przyszla pora na nastepne plyty. Tez byly fajne, z nich wszystkich najwieksze wrazenia mialem po albumie Wish You Were Here. Jednak juz mi sie troche osluchal. Patrzac teraz z dystansem na cloksztalt ich dyskografii stwierdzam ze najlepsze plyty to TDSOTM i Animals. Wole chyba ta druga, gdyz ta pierwsza czasami dla mnie jest zbyt patetyczna.

ocenił(a) film na 10
adi_82

Ciężko jest pisać o Floydach.
To zespół dla mnie bardzo osobisty...
Ale to wszystko zaczęło się jakieś 6 może 7 lat temu, kiedy to pierwszy raz usłyszałem piosenkę Echoes...Barwy jakie narzucała mi ta muzyka, wyobrażenia i stan w który mnie wprowadzała był nie do opisania...Poprostu nigdy wcześniej nie czułem się tak jak przy słuchaniu ich muzyki...I zaczęło się. Dark Side of the moon...Przez tydzień śpiewałem w domu Money...Później The Piper at the Gates of Dawn i inne albumy z początku ich działalności...Do The Wall przekonałem się dopiero jakieś dwa lata temu...Ale to już tak na dobre. Podbił to dodatkowo film, i koncert Rogera Watersa w roku 91' w Berlinie...Monumentalne dzieło.

ocenił(a) film na 10
PFMH

pierwszy raz... kiedy to odpaliłam sobie "dark side of the moon" na walkmanie (prehistoryczne już urządzenie :) to zdziwiłam się, ile może trwać jedna piosenka. a dopiero potem się zorientowałam, jak to floydzi łączą piosenki w jedną suitę. i najbardziej jednak lubię słuchać "atom heart mother", która najbardziej odbiega mi od zwykłych piosenek, dzięki ogromowi orkiesrty dętej.
a "the wall"... hym, naprawdę się cieszę, że zdążyłam to obejrzeć zanim zdjęli mi tcm :>

ocenił(a) film na 9
jemima

"Atom heart mother" hym.... Ani przed, ani po Floydzi czegos podobnego nie stworzyli. A to byl tylko pewnego rodzaju eksperyment. Dokładnej genezy powstania nie zam, ale z tego co mi wiadomo - chcieli sprobowac cos nowego, innego. I co ...? Jestem zawiedziony!!! - tym ze tego w ogole nie kontynuowali w pozniejszych albumach. A szkoda... byłoby o wiele ciekawiej. Talent kompozycyjny to oni mieli nieziemski, niestety tylko Gilmur w zespole był instrumentalista - moze dlatego. A ATOM jest genialne.

Z podobnych suit słynie Yes np. close to the edge. Taki rock bardzo nawiazujacy do muzyki klasycznej.

A dark side of the moon to tez rzecz niesamowita - Time, Great gig in the sky, koncowka brain damage i eclipse to jest to cos, co powoduje ze The wall moze sie tylko przyrownywac.

Natomiast ja bardzo sobie cenie "set the controls for the hart of the sun" (wersja live at Pompeii). Chyba jest you tube. Oni tworza tam - tak nieziemski klimat ze welcome z machina moze sie schowac.
Jesli ktos nie widzial "live at Pompeii" to polecam najbardziej zarówno dla fanow jak i nie fanow. To tworczosc jeszcze sprzed okresu DSOM.

ocenił(a) film na 10
adi_82

Osobiście odradzam wersji z YT...Jakość obrazu nie jest taka zła, ale dźwięk...wręcz nie da się tego słuchać...
Radzę skombinować sobie skądś...Nie wiem wypożyczyć, kupić, znaleźć - może jest możliwość obejrzenia online w dobrej jakości dźwięku i obrazu...

Ale chyba nie powiesz ,że "The Wall" to słaba produkcja...Bo to naprawdę kawał dobrych piosenek i kompozycji gitarowych jak np. solówka w Comfortably Numb czy Hey You... :)

ocenił(a) film na 9
PFMH

"Ale chyba nie powiesz ,że "The Wall" to słaba produkcja...Bo to naprawdę kawał dobrych piosenek i kompozycji gitarowych jak np. solówka w Comfortably Numb czy Hey You... :)"

Zgadza sie tylko o ile The wall ma przeblyski geniuszu jak wlasnie w CN czy Hey you, rowniez zaliczam do tego The Thin Ice (tekst), czy tez trial jest calkiem niezle. Super momenty w filmie jak - goodbye blue sky.
To jednak Dark side jest chyba w calosci geniuszem, narazie jak dotad tylko money mi sie osluchalo. Po za tym wydaje mi sie ze calosciowo sie lepiej prezentuje.

ocenił(a) film na 10
adi_82

Bo DSOTM była produkcją całego zespołu...
Potem mojemu ulubionemu członkowi zespołu- Rogerowi Waters'owi zaczęło odbijać, i stał się apodyktycznym dupkiem, który nie za bardzo dopuszczał do tego ,aby w "The Wall" swoje pięć groszy wtrynili inni muzycy, a szkoda...

PFMH

"Potem mojemu ulubionemu członkowi zespołu- Rogerowi Waters'owi zaczęło odbijać, i stał się apodyktycznym dupkiem"
Zrozumiałeś coś z tego filmu?

ocenił(a) film na 10
esg

Tak. Film swoją drogą...a zespół i ich sprawy wewnętrzne to drugie...
Nie wiem po co to pytanie, z widoczną złośliwością?

PFMH

Wybacz złośliwość, przyznam, że w pierwszej chwili zareagowałem wzburzeniem ;) Po prostu zawsze mnie dziwił zarzut względem Rogera, że ten jest takim mdłym socjopatą, skoro teksty na The Wall (i tym bardziej film) są autobiograficznymi wariacjami, studium psychiki gorzkiego socjopaty, jakim rzeczywiście jest Waters. Poza tym tak śledząc już same wewnętrzne napięcia w Pink Floyd, jakoś nigdy nie pałałem sympatią do Gilmoura :D Nie sądzę, żeby ktoś mu bronił bardziej zaangażować się w tworzenie The Wall, niż dogrywając do płyty jeden kawałek autorski. Rzeczywiście uważam, że w okresie kiedy Waters to powiedział Pink Floyd sprowadzał się wyłącznie do jego osoby. Choćby dlatego, że reszta zespołu czekała na to, aż Waters przyniesie do studio gotowy materiał, tylko nagrać i do tłoczni. Jakoś nikt nie potrafi chyba tego dostrzec. Skoro na Final Cut zespół nie miał już nic do powiedzenia, to w tamtym czasie w naturalny sposób stał się to zespół Watersa.

Zresztą jak widać Waters tak bardzo się nie pomylił, bo pozostali członkowie Pink Floyd byli wtedy tak wypalonymi muzykami, że nagrali bez niego dwa płytkie albumy, które nigdy nie powinny się ukazać z sygnaturką Pink Floyd.

Ale piszę to z całą świadomością, że moje zdanie odbiega od ogólnych poglądów fanów PF na ten temat.

ocenił(a) film na 10
esg

Nie to nie są ogólne poglądy...
Powiem Ci tak. Dla mnie Waters jest geniuszem muzyki. Jego sprawy prywatne niech sobie będą prywatne...Jego muzyka, to już inna beczka...to ,że swoje wątki życiowe niekiedy wplata w teksty to dodatkowy smaczek...
Album solowy Watersa "Amused TO Death" jest dowodem na to ,że człowiek ten doskonale radzi sobie sam ,a jego muzyka jest genialna...Jakoś nie przepadam za wcześniejszym "Radio KAOS" ,ale to tylko moje zdanie...

Co do Watersa.
Jest on moim ulubionym członkiem Pink Floyd...Może poprzednia informacja na forum tego nie przedstawiła...Gilmour w tamtym czasie jeszcze też był dobrym muzykiem...Hmmm. 2 ostatni płytki pod szyldem Pink Floyd...Jedna A Momentary Lapse of Reason...Ukazuje nie wiem co...To już nie jest PF...ale Division Bell i piosenka High Hopes, to jednak coś i powiem szczerze, w niej nie brakuje Waters'a...Bo gdyby on był na tej piosence, nie miała by ona takiego wydźwięku... :)


Trochę się napisałem ;) ale mam nadzieje ,że jakoś mnie zrozumiałeś...

ocenił(a) film na 8
PFMH

Ja dośc śmiesznie . Byłem z ojcem na meczu koszykowki i zaczął lecieć remix "Another brick in the wall" tata powiedizał ,żę puszczają remixa soundtracku "ściany". Później znalażłem w necie ten kawałek spodobał mi się. Okazalo się potem ,że mam 2 płyty folydow ale pierwsza dal mnie dobra a druga przeciętna. Obecnie poluję na The Wall.

ocenił(a) film na 7
PFMH

To raczej pozostali członkowie zobojętnieli i nie angażowali się w muzykę...

johnny1994

Pink Floyd...odkryłam w domu stare kasety - jak miałam 10 lat. To były czasy wielkiego boomu hitów Spice Girls - ich też lubiłam;) Jednak Pink Floyd (no i Queen) to dla mnie zespół których utwory kocham i kochać niezaprzeczalnie - zawsze.
Moja przygoda z Pink Floydami zaczęła się od "Animals", a potem od "The Wall" - mniej więcej w tym samym czasie. Ponad 10 lat już ubóstwiam ich muzykę:) Oprócz wymienionych przez Was wcześniej "Wish You Were Here", "Hey You" "Comfortable Nimb" lubię sam początek "Ściany", a także "Another Brick In The Wall" (szczególnie "(...)We don't need more education) i mroczne "Is there anybody out there"

johnny1994

Śmiesznie czytać, że Ktoś parę lat temu zaczął słuchać zespołu Pink Floyd, ale widać, że większość tutaj to młodzi. Z drugiej strony są zapewne także tacy, którzy słuchali wszystkich klasycznych albumów Pink Floyd jak były nowe w latach 70., a może i tacy co słuchali ich w latach 60.

Ja po raz pierwszy usłyszałem o zespole Pink Floyd gdzieś w 1978 lub 1979 r. (nie słysząc ich muzyki) przy okazji powiedzianej mi w atmosferze sensacji wieści, że pewien zespół z Anglii nagrał płytę poświęconą w całości zwierzętom. Wtedy sobie myślałem - co za dziwacy na tym Zachodzie. Faktycznie mają tam wszystko wynaturzone. Oczywiście wspominanej płyty nie mogłem słyszeć, bo nikt z moich młodocianych znajomych jej nie miał, a ponadto w tym czasie w ogóle nie interesowałem się muzyką.

Muzyką zainteresowałem się dopiero w 1980 r. i od razu zostałem wręcz zmuszony do zapoznania się z twórczością grupy Pink Floyd, gdyż akurat co wydany ich nowy album pod dziwacznym tytułem The Wall bił rekordy sprzedaży, popularności i był na ustach wszystkich poważnych krytyków.
Pisano o nim także w Polsce, m.in. polska prasa popularna np. Razem, a P. Kaczkowski puszczał ten podwójny album na raty w Muzycznej Poczcie UKF. Z drugiej strony pisano o nim dopiero wówczas, choć album ukazał się w 1979 r. gdyż jego premiera miała miejsce w końcu roku co nie sprzyjało jego pełnej reklamie i promocji - także na Zachodzie. Do przysporzenia popularności albumowi przyczynili się także także krytycy zgromadzeni na targach Midem '80 (tak przynajmniej to pamiętam).

Dla młodego chłopaka, jakim wtedy byłem, takie The Wall było praktycznie niezrozumiałe i ciężkie do słuchania, zwłaszcza, że ledwo co przesiadłem się z Boney M., Eruption, Smokie itp repertuaru disco jaki wówczas wciąż jeszcze królował w muzyce popularnej. Tym nie mniej wciąż grane wówczas wszędzie nagranie "Another Brick in the Wall, Part II" także na mnie zrobiło duże wrażenie, zwłaszcza jako na osobniku mającym Duży uraz do polskiego szkolnictwa 9wtedy nie wiedziałem, że może z nim być jeszcze gorzej).

Pierwsze nagranie grupy Pink Floyd jakie zrobiło na mnie autentycznie niesamowite wrażenie to nagrany na tragicznie złym polskim radiomagnetofonie Maja w "Studio Wawel" z Krakowa prowadzonym przez Antoniego Mleczkę utwór "One of these days" z albumu "Medlle" z 1971 r. Wtedy nie wiedziałem za bardzo czy więcej wiatru jest w tym nagraniu czy szumu w tej krakowskiej audycji, którą na Górnym Śląsku z trudnością można było "złapać".

Pierwszą płytę zespołu Pink Floyd jaką kupiłem był album "Animals" w wydaniu jugosłowiańskiego Jugotonu. Dzisiaj może się to wydawać niepojęte, ale wówczas to właśnie w Jugosławii poziom życia był znacznie wyższy niż w większości krajów socjalistycznych, w tym w Polsce. Był to także komunistyczny kraj, ale z dużą dawką gospodarki rynkowej, dzięki czemu można tam było produkować i wydawać najnowsze płyty z muzyką rockowa.

Jak dzisiaj dzień pamiętam jak w pewien jesienne popołudnie 1980 r. pojechałem po tę płytę do kolegi do Rybnika. Pociąg wlókł się niemiłosiernie, ale żyłem marzeniem o zakupie ukochanych Queenów! A właśnie że tak, jechałem do tego Kolegi po wydany w 1979 r. podwójny album koncertowy zespołu Queen - "Queen Live Killers", a nie po "Animals" Pink Floyd. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, gdy na miejscu okazało się że Kolega sprzedał już tych Queenów (ktoś mu dał więcej niż ja biedny uczen mogłem mu zaoferować). Namówił mnie jednak do odkupienia od niego tej jedynej płyty jaka mu została z wakacyjnej wyprawy do Jugosławii, a więc tych Pink Floydów. Trochę zrezygnowany, trochę rozczarowany kupiłem jednak tę płytę za 1700 zł co było dość pokaźną sumą (za Queen chciał 2000 zł).

Gdy wieczorem przyjechałem do domu to Rodzicom skłamałem, że płyta kosztowała tylko 1400 zł, co i tak było dla nich szokiem. Oczywiście gdy włączyłem wówczas tę płytę na stosunkowo nowym sprzęcie stereo Rodziców (wieża Kleopatra 2 A i gramofon "Bernad") to ze zdziwieniem stwierdziłem, że płyta ta jest więcej niż dziwna: szczekają na niej psy, chrumkają świnie i beczą owce. Tak więc po pierwszym i kolejnych 10 przesłuchaniach dokonanych w następnych dniach, m.in. w towarzystwie moich kuzynów zdania o niej nie zmieniłem.

Dopiero wielokrotne przesłuchanie tej płyty sprawiło, że poznałem cały jej urok i głębokie myśli jakie zawarto w jej tekstowym i muzycznym przesłaniu. Nastapiło to głównie na przełomie 1980/1981 roku.

Obecnie jestem starym i doświadczonym melomanem. Znacznie Pink Floyd w muzyce rockowej jest dla mnie tak oczywiste jak Słońce na niebie. Od dawna mam wszystkie albumy tego zespołu i różne składanki. Mógłbym o tym jeszcze wiele opowiadać, ale nie wiem czy to Kogoś interesuje, więc na tym na razie kończę.

zbigniewzsynopy

Co prawda poślizg, ale ja chętnie poczytam. Jestem cholernie młodym laikiem. Pańska wypowiedź mnie utwierdziła, jak prawdziwa wydaje się trudność w dostępie do muzyki pokazana w "Persepolis". Czytałam kiedyś artykuł o tym, jak chociażby młodzi w PRL-u próbowali zdobywać elementy do sprzętów muzycznych i instrumentów. Komiczne, ale ukazujące, jak z braku czegoś ludziom się naprawdę chce o coś zabiegać. Czasy mało światłe, ale jak patrzę teraz, z jaką łatwością możemy sięgać po te wszystkie perełki, to aż mi głupio. Choroba moich czasów to właśnie primo masówka, która zżera to, co naprawdę jakościowo dobre i secundo zbyt małe docenianie dostępności wszystkiego i tak naprawdę niewielka cenzura, która wręcz powoduje, że hoduje się w ludziach kiepski gust za sprawą rozpowszechniania gniotów (brak cenzury na głupotę i tandetę). Mam 18 lat i nie raz mi wstyd, że tak kiepsko dbam o rozpowszechnianie tej cudownej spuścizny genialnych muzyków.
Mój ojciec w latach 90tych miał małą firmę fonograficzną i pluję sobie w brodę do dziś, że po upadku tej "wytwórni" mój ojciec pozbył się większości płyt i zostało mi tak niewiele. Zresztą edukacja w tym aspekcie też się niestety musiała rozwijać już samodzielnie po tym okresie. Jeszcze raz podkreślam, że chętnie poczytam, co Pan ma do powiedzenia. To taki pomost między tamtymi czasami a "moimi" ;)

FenschuVonSchlang

Nawiązując do wątku o masówce i ogólnym zobojętnieniu na wszystko powiem cytatem z filmu "Księga ocalenia", którym główny bohater Eli (Denzel Washington) odpowiadając na pytanie jak wyglądał świat przed apokalipsą powiedział mniej więcej tak: "kiedyś ludzie mieli wszystkie dużo, dlatego tego nie cenili i wyrzucali wiele rzeczy na śmietnik, a teraz - jak ich nie ma - to z największą radością ponownie by z nich skorzystali".
Tak też jest z dostępem do dóbr kultury obecnie, w tym do muzyki. Jest on wielki, praktycznie - dzięki Internetowi - nieograniczony, dlatego ludzie tego nie cenią. W czasach mojej młodości nie było komputerów, a tym samym gier komputerowych takich jakie obecnie znamy, telewizji satelitarnej z ogromnym wyborem programów, a także rynku domowego wideo oraz dostępu do zachodnich płyt z muzyką itp. Z powodu tego, że wszystkiego było mało, jakoś wszystko bardziej było cenione jako to trafnie ujął B. Koziczyński we wstępie swej książki "333 popkultowe rzeczy z PRL".
Jak Ktoś miał choćby jedną zachodnią płytę z muzyką rockową, bo był "Wielkim bossem", z którym każdy chciał się kolegować przynajmniej do czasu jej pożyczenia czy przegrania.Największą atrakcją mojego pokolenia - mam na myśli np. fanów muzyki a więc ludzi bardziej wymagających niż tylko siedzenie przy budce z piwem i grze w cymbergaja - była chęć nagrania ulubionych nagrań i ich słuchania potem w zaciszu domowym wspólnie z innymi podobnymi sobie.
Teraz posiadanie jakiejś płyty czy nagrania, nie jest żadną atrakcją, a wspólne słuchanie muzyki odbywa się chyba tylko w klinikach na odwyku gdzie prowadzą muzykoterapię. Wszyscy są zamknięci w swoich domach, a także w sobie, niechętni innym i podejrzliwi. A posiadanie zachodnich płyt stało się banałem sprowadzającym się do dysponowania odpowiednią gotówką, zresztą znacznie mniejszą niż kiedyś, gdy nowa zachodnia płyta kosztowała w Polsce pełną miesięczną pensję, a niekiedy i więcej. Przykładowo w 1982 r. w sklepie przy Bramie Floriańskiej w Krakowie kupiłem podwójny album koncertowy zespołu GENESIS - "Three Side Live" za 6500 zł, czyli za moja ówczesna półtoramiesieczną pensje. To tak jakby dzisiaj kupić jedną płytę kompaktową za co najmniej 2000 zł.
Z tego punktu widzenia trzeba powiedzieć, że trzeba było mieć w sobie wiele samozapracia, aby takie płyty za tyle kupować. Robiłem tak ja, choć w bardzo ograniczony sposób, bo jednak tych pieniędzy aż tyle wówczas nie miałem - dzisiaj zresztą także. O podobnych przeżyciach czytałem także u W. Manna, W. Weissa i innych fanatyków muzyki mniej więcej zbliżonych wiekiem do mojej osoby.
Przyznam także, że mając obecnie w swojej kolekcji ok. 1000 płyt także niekiedy się zastanawiam nad tym czy słusznie postąpiłem kupując je wszystkie i w jakimś tam stopniu pozbawiając swoją rodzinę tych pieniędzy jakie na nie wydałem. to pytanie nie jest znowu takie bezsensowne, skoro obecnie młodzież ma najczęściej to samo w MP3 na które nie wydała ani grosza. Ale na pewno nie ma jednego - przeżyć związanych ze zbieraniem tych płyt, kontaktów z innymi miłośnikami muzyki i wiedzy jaką przez lata zdobyłem.
Amen

ocenił(a) film na 10
zbigniewzsynopy

Rozumiem Cię chyba ta sama stara gwardia. W 1980 z The Wall dałem 2000 a mieszkając w akademiku za miesiąc płaciłem 120 zł.

johnny1994

Dokładnie nie pamiętam kiedy pierwszy raz usłyszałem Floydów,ale wiem,ze moje pierwsze nagrania jakie dorwałem to była kaseta kupiona w supermarkecie za 5 zł w latach 90-tych. Cudowne utwory było to niby greatest hits,ale okazało się,ze prawie wszystkie utwory pochodziły z albumu" The dark side of the moon". Jeden utwór zrobił na mnie ogromne wrażenie to 23-minutowa wersja "echoes" psychodela w najczystszej formie:-)
Pokochałem Pink Floyd od razu,ale na pierwszym miejscu stawiam The Doors może dlatego,że ich słuchałem wcześniej kto wie

klepak84

Od albumu The Wall, leżał i leżał w domu przy którejś z kolei próbie zaczęło mi się podobać. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia ale za to teraz jest piękna i prawdziwa :)

ocenił(a) film na 9
johnny1994

Dobre pytanie, to było tak dawno...
Wiem, że usłyszałam to gdzieś albo w radiu, albo w samochodzie u mojego taty.
Od razu poczułam, że to jest mój zespół.

ocenił(a) film na 8
johnny1994

Jako że mam zaledwie 18 lat nie ma mowy żebym długo znał Pink Floydów. Jestem także z kompletnego zadupia, w szkole mówili tylko o Mozarcie i Beethovenie. Na wsi słuchali Disco. Starsza siostra Natalii Oreiro. Rodzice nie mówili mi o żadnych zespołach prócz jakichś polskich wokalistów ich młodości. Około klasy 1 gimnazjum porzuciłem słuchanie techno i ówczesny pop. Korzystając z list na YT dowiadywałem się o hitach lat 60-80, znalazło się parę Pink Floydów - High Hopes, Another Brick in The Wall, itp. W liceum rok temu poznałem parę ludzi, którzy słuchają ambitniejszej muzyki ( w końcu ). Od mojej Ex zgrałem album The Wall ale jakoś na pdługiej playliście lekko go tylko słyszałem. Aż w końcu, zabawne, ale w komedii z Downeyem Jr. "Due Date" gdy byli na haju leciało Hey You. Potem łaziłem z tydzień i nuciłem sobie Hey You. Nastepny tydzień to słuchałem nonstop. Więc od niedawna poznają Pink Floyd, chociaż słyszałem wcześniej że robili koncerty jak opery.

johnny1994

Od zarodka! :) Nie ma w tym krzty przesady. Moja mama słuchała PF jak byłem jeszcze u niej w brzuchu ;)
I jakoś tak od liceum się samo potoczyło(w sensie gustu muzycznego-rock/metal, prog...no i o PF nie trudno przecież).
Dziś prawie 30-stka na karku a ja dalej kocham PF :)
Pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 10
johnny1994

Rodzice mówią, że do kołyski puszczali mi The Great Gig In The Sky z winyla. Jestem w stanie uwierzyć, choć właściwa fascynacja zaczęła się 2 lata temu, kiedy to byłem na Ausi Floyd. Wspaniały zespół, nie banalne brzmienie i te teksty... Każdy powinien choć raz posłuchać. Polecam :D

ocenił(a) film na 5
johnny1994

Ojciec tego słuchał, płyty zawsze puszczał w samochodzie jak byliśmy mali ( połowa lat 90tych), teraz my słuchamy. Matka nie wytrzymywała nerwowo przy początku Money i zawsze przełączała. Ja jako dziecko bałam się początku Time, a lubiłam Mother i Goodbye Blue Sky (w ogóle cały The Wall lubiłam jak byłam mała), teraz najczęściej słucham Division Bell i Animals, nie lubię Ummagumma.

ocenił(a) film na 9
johnny1994

Ja moją przygodę z Pink Floyd zacząłem niedawno i to chyba od ich najmniej znanego albumu - Atom Heart Mother. Pomimo tego, że mój tata jest sporym fanem Pink Floyd, ma prawie pełną dyskografię, którą często puszczał, to jakoś nigdy Pink Floyd do mnie nie przemawiało. Atom Heart Mother (która jest zresztą jedną z niewielu płyt zespołu, której nie ma mój tata) znalazłem jakoś przypadkiem na YouTube i od razu pokochałem.

ocenił(a) film na 9
Roborak

Atom Heart Mother jest genialna, niemalże dorównuje The Dark Side Of The Moon. Też od niej zacząłem słuchać PF, chociaż pierwszy utwór, jaki usłyszałem to Another brick in the wall pt.2, który bardzo lubię. Jednak The Wall jest, według mnie, jak na Floydów, bardzo przeciętnym albumem i na pewno pozostaje daleko poza czołówką (Dark Side of the Moon, Atom Heart Mother, Piper at the Gates of Dawn).

ocenił(a) film na 9
SindresynSiverta

Moim zdaniem wszystkie płyty Pink Floyd są znakomite, każda jest inna i do każdej trzeba podchodzić nieco inaczej. Nie lubię za to wszystkich składanek typu "the best of Pink Floyd", uważam, że PF powinno się słuchać całymi płytami przy okazji delektując się genialnymi przejściami pomiędzy utworami.

użytkownik usunięty
johnny1994

Ja swoją przygodę z filmem "The Wall" rozpocząłem w roku 1991. Miałem wtedy 9 lat. Po systemowych "przemianach" roku 89 w Polsce nastała plaga dobra materialnego spoza naszego, berlińskiego muru. Ojciec kupił wtedy wieżę HI-FI, odtwarzacz z możliwością nagrywania (co było bardzo jego istotną funkcją, bowiem sprzęt do odtwarzania filmów dzieliło się wtedy na dwie kategorie luksusu - pierwszą był magnetowid - ta lepsza, a drugą odtwarzacz; odtwarzacze w przeciwieństwie do tych pierwszych, w ogromnej większości były tylko do odtwarzania, co powodowało że w oczach ludu były traktowane jako "weeeź, nie da się nagrywać", więc za każdym razem gdy się mówiło co się ma to trzeba było to jasno i wyraźnie podkreślić - z możliwością nagrywania i ch...j!) oraz telewizor.... STEREO!!! Wtedy też mój brat znosił do domu kasety VHS, to z filmami, to z teledyskami lub koncertami. Pewnego razu trafiła się i kaseta z filmem "The Wall". Oczywiście już wtedy bardzo lubiłem Pink Floyd, więc jak najbardziej filmem byłem bardzo zainteresowany. Jak to dziewięciolatek z filmu kompletnie niczego nie rozumiałem. A wraz z upływem jego klatek stawał się dla mnie jakimś niezrozumiałym zlepkiem obrazów. Jednak także wtedy coś mnie w nim zaintrygowało. Właściwie to ktoś. Mały chłopiec z początku filmu. Oglądałem sceny z nim i widziałem wprost siebie. Pewnie dlatego, że lubiłem już Pink Floydów i zadowalało mnie, że częścią filmu był mw. tak mały chłopiec jak ja wtedy. Utożsamiłem się z nim. Pamiętam, że bardzo mi się nie spodobało, że od pewnego momentu w ogóle się nie pojawia. Mimo to postanowiłem nie opuszczać widowiska, a czekać na to co chciałem przed obejrzeniem naprawdę zobaczyć. Mianowicie obraz do piosenki, w której chór dzieci śpiewa, że nie potrzebują szkoły. To był mój żywioł. Jak ja lubiłem drzeć mordę przy tym refrenie. To był mój refren, to był mój świat. Gdy zobaczyłem jak dzieciaki w filmie poczęły rozprawiać się z edukacją, niemalże czułem jakbym oglądał Raj na Ziemi. Stos palonych książek, palone ławki, krzesła, cała szkoła. To był odlot. Byłem wniebowzięty. :) Potem już w ogóle niczego nie rozumiałem. Na tym skończyła się moja pierwsza przygoda z filmem "The Wall". Wróciłem do niego po piętnastu latach i wtedy rozumiałem już wszystko. Do dzisiaj uważam, że jest to najlepsza płyta tego zespołu, a swoim geniuszem przerasta resztę jego twórczości sporo.

"Comfortably Numb", to najwybitniejsza ballada rockowa wszech czasów. Solówka po prostu nie ma sobie równych w naszej historii. Tak jak Jimiego Hendrixa można klasyfikować, tak solówka z tego utworu wykracza po za jakąkolwiek skalę. Nikt bowiem jak dotąd nie napisał i nie zagrał tak głębokiej treścią solówki. Słyszy się dźwięki strun gitary elektrycznej, a tak naprawdę słowa kończące tekst utworu. Tego nie da się opisać. To trzeba przeżyć i każdemu życzę, aby mógł to wychwycić i poczuć tak jak ja.

PS. Pamiętam jak pewnego razu tak mi odje***ało przy słuchaniu płyty "The Wall", że postawiłem tezę, że jeśli jakaś ponadludzka siła miała swój udział w stworzeniu całości, to na pewno nie był to Bóg. To na pewno nie ręka Boga. Jeśli nie on, to mógł do tego przyłożyć swoją rękę tylko szatan. :)))

PS2. Najbardziej jednak zabijającym mnie motywem z płyty "The Wall" była sytuacja, w której pierwszy raz usłyszałem te słowa jakby wspak w tle wypowiadane, właśnie jakby przez samego diabła. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Do tego razu, płytę "The Wall" słuchałem zawsze na trzeźwo. Dopiero gdy nie było na trzeźwo, dostrzegłem ten motyw. I bynajmniej nie po alkoholu. Wyobrażacie sobie jaki schiz mnie dopadł? Nie wiedziałem gdzie przed tym diabłem spie^%$#ać!

ocenił(a) film na 9
johnny1994

ja przez całe życie kojarzyłam Pink Floyd wyłącznie z piosenką "another brick in the wall" znaną mi z radia. nie interesowałam się ich twórczością aż do momentu, gdy mój kumpel i zarazem współlokator przywiózł rok temu do mieszkania gramofon i płyty, a wśród płyt znalazło się "the dark side of the moon". dosłownie wy...bało nas z kapci, gdy pierwszy raz odpalił ten winyl. bardzo spodobał nam się sposób, w jaki piosenki "wjeżdżają" na tym albumie - najpierw słychać dziwne dźwięki, budzące niepokój albo wręcz drażniące ucho, aż tu nagle wjeżdża "Breathe" i robi się błogo... to prawdziwa sztuka. myślę, że doświadczenia narkotykowe inspirowały chłopaków podczas tworzenia tego albumu, chociaż oficjalnie się nie przyznają. moją ulubioną piosenką jest chyba "Time", ale "Money" i "Breathe" też robią duże wrażenie.
w następnej kolejności poznałam "the wall" i ponownie zachwyciła mnie koncepcja. bardzo lubię nutkę "Hey you" i "Young lust", bo jest zadziorna ;-) nie widziałam jeszcze filmu, ale mam wobec niego spore oczekiwania.
w sumie znam tylko 4 albumy Pink Floyd, więc moja przygoda z nimi dopiero się rozkręca ;-)

ocenił(a) film na 10
johnny1994

Ja dostałem płytę "The Wall" na piętnaste urodziny.

ocenił(a) film na 9
johnny1994

Może warto odkryć też Alan Parsons Project lub Porcupine Tree

johnny1994

Ja słuchałem wcześniej dużo rocka szczególnie Led Zeppelin i postanowiłem nauczyć się grać na gitarze bardzo spodobało mi się wish you were here którego się szybko nauczyłem a potem postanowiłem posłuchać innych kawałków Pink Floyd i od tamtej pory to jeden z moich ulubionych zespołów :D

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones