PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=854517}

Cząstki kobiety

Pieces of a Woman
7,1 28 477
ocen
7,1 10 1 28477
6,2 32
oceny krytyków
Cząstki kobiety
powrót do forum filmu Cząstki kobiety

Co miała oznaczać ta ostatnia scena w filmie z jabłonią i najprawdopodobniej córką Marthy lub siostry?. Rozumiem nawiązanie do jabłoni która jest kojarzona z wcześnie zmarłą córką (zapachem). Lecz co to dokładnie oznacza? Martha poznała kogoś nowego i założyła ponownie rodzinę? Czy to jakieś jej wyobrażenia, przemyślenia? Czy po prostu "lekki happy end"? Jesteś ciekaw czyjejś interpretacji, bo to zakończenie zostawiło mnie w pustce oraz zaciekawieniu...

ocenił(a) film na 9
BlekitnyWiktor

Szczerze mówiąc moje przemyślenia są takie, że właśnie jabłoń pochodzi z pestek z tego jabłka które Marta zostawiła w lodówce. Tak to wspomnienie o córce taka metafora. Ale wydaje mi się że założyła nową rodzinę z innym mężczyzną bo ten partner nie był pokazywany i było powiedziane że zeznawał w sumie przeciwko niej.
Ale też żeby jabłoń urosła potrzeba lat... Nie wiem sama, w każdym razie film druzgocący...

ocenił(a) film na 9
emoLaskaFun

Zgadzam się! Może oprócz jej jabłoni znalazła jakiś dom z sadem? Wyczytałam też że film jest zadedykowany zmarłej córce jednej z kobiet, z którymi Vanessa rozmawiała w ramach przygotowań do roli, a jej imieniem - Lucianna nazwali córke Marthy w ostatniej scenie filmu... Ja kocham takie smaczki i detale, sprawiają że film zmiażdżył mnie jeszcze bardziej.

BlekitnyWiktor

Ja to odebrałam w taki sposób, że momentem przełomowym było wywołanie zdjęcia. Wtedy córka stała się żywą istotą, która była i która odeszła. Dzięki temu Martha mogła ją pochować przez symboliczne rozsypanie prochów.

Ona miała w sobie ogromne wyparcie, tak bardzo chciała jak najszybciej zapomnieć - błyskawiczny powrót do pracy w połogu, choć jestem pewna, że po takiej traumie nie miałaby żadnego problemu, żeby przedłużyć urlop lub zwolnienie, sprzątnięcie dziecięcego pokoju, a nawet oddanie ciała córki na cel badawczy (aby nie przeżywać pogrzebu, nie rozpamiętywać, nie roztrząsać koloru wiązanki itp, ona chciała tego za wszelką cenę uniknąć) - to wszystko spowodowało, że faktycznie zapomniała o własnym dziecku! Ta fotografia to był przewrót, dzięki któremu wybaczyła tej nieszczęsnej położnej i pozwoliła sobie na przeżycie żałoby.

Myślę też, że dużą rolę odegrało tutaj odejście partnera, który moim zdaniem ciągnął ją w dół. Uważam, że to on był osobą, która sobie nie poradziła ze śmiercią dziecka. Niby tak bardzo chciał rozmawiać, a dialog z nim był żaden, tylko pierniczenie kocopołów. To on wrócił do nałogów, to on przejawiał zachowania agresywne, to on zdradził i to z kuzynką, lol.
Bardzo dobrze zachowała się matka bohaterki, która go serdecznie nienawidziła i zapłaciła, żeby od niej uciekł, coś pięknego, brawa dla matki! Według mnie to nie była zdrowa relacja, tylko zalatywało mi to takim trochę rozsądkiem, żeby być ze sobą, bo jest ciąża, bo będzie dziecko. A co, jak dziecka jednak nie będzie?
Paradoksalnie Martha lepiej udźwignęła śmierć córki, niż jej partner, ale tak to przecież w życiu bywa.

Podsumowując, gdy już symboliczne pochowała Yvette, gdy przekonała się, że można żyć bez partnera, gdy posprzątała w mieszkaniu zamykając cały rozdział związku i wreszcie gdy jej kiełki zakwitły, to zrozumiała, że może mieć jeszcze tyle dzieci, ile będzie tylko chciała, co zaowocowało bardzo dosłownie - w słodką blondyneczkę, która uwielbia jabłka.

rabarbara87

Dzięki! Piękna interpretacja!

ocenił(a) film na 8
rabarbara87

Z jednym się nie zgadzam. Ta relacja nie wyglądała ani trochę na relację z rozsądku. Jak dla mnie to była zgrana, dobrze dogadująca się drużyna. Cudownie pokazali wsparcie i pomoc jaką zapewniał jej podczas porodu. Ale życie stawia przed nami próby. Okazało się, że ta próba była zbyt ciężka dla tej relacji. I moim zdaniem właśnie to miał pokazać ten film. Co do reszty się zgadzam.. chociaż.. Może nie osądzałabym że Martha sobie lepiej poradziła... Są tu raczej pokazane 2 rodzaje przeżywania straty, a raczej nieradzenia sobie z nią

ocenił(a) film na 8
Kluska_A

Zgadzam się. Odnoszę takie same wrażenie i mam podobne przemyślenia. W pewien sposób film pokazuje, że tak naprawdę matka tracąca dziecko pozostaje z tym sama.

ocenił(a) film na 7
Kluska_A

No właśnie na jakiej podstawie oceniasz, że 'zgrana drużyna'? Przecież prawie nie ma scen z ich małżeństwa 'przed', a sam poród? No cóż, nie gloryfikowałabym go za sam fakt uczestniczenia w porodzie i wspierania, to chyba coś oczywistego w przypadku ojca? Przynajmniej w XXI wieku. To, co ten facet odpierniczał później, to porażka; ewidentnie nie tylko nie poradził sobie ze stratą, bo to mało powiedziane, ale znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie! Możemy dywagować, czy stereotypowo podeszli do tematu mężczyzny tutaj, czy nie, niemniej ta konkretna postać w tym filmie była beznadziejna i nie ma co go usprawiedliwiać. Nie tylko jej nie wspierał po tragedii, a jeszcze robił wszystko, co tylko można wymyślić, żeby opisać beznadziejnego partnera. Nie chcę spoilerować bardziej, ale każdy, kto oglądał, wie chyba, o które wydarzenia chodzi. W ogóle nie rozumiem do końca pytania o brak perspektywy męskiej, bo ta z jednej strony jest, są sceny przecież tylko z nim, a z drugiej już sam tytuł sugeruje perspektywę kobiety, więc wszystko się zgadza. Myślę, że film wręcz o tym opowiada, że to doświadczenie, choć dla obojga rodziców bolesne, to jednak inne. To ona przeżyła ból porodu, to ona musiała mierzyć się z piersiami pełnymi mleka, którym nie ma kogo nakarmić, to ona była obolała i krwawiąca (a ten jeszcze dość brutalnie domagał się seksu!) Ta fizyczna łączność matki z dzieckiem jest tutaj zaakcentowana i nie ma co tego kwestionować. Wszyscy w tym filmie wiedzieli lepiej, jak matka ma przeżywać żałobę i w klasyczny sposób próbowali dopieścić swoją stratę - pomniczki, pokoik nietknięty, zdjęcia na ścianie itp., zarzucając jej chłód, gdy chciała to przepracować po swojemu. Moim zdaniem to film o pogodzeniu się ze stratą w sposób konstruktywny, a nie standardowo szukając winnych, zamieniając się w cierpiącą całe życie zgorzkniałą ofiarę itd. To, że cierpienie jest tu pokazane intensywnie i realistycznie, tylko wzmaga to piękne przesłanie. Bohaterka wydobywa w końcu swój głos, jako kobiety, niezależnej jednostki. Wtedy następuje przełom, wyzwolenie. Ta trauma w końcu pozwoliła jej uzdrowić relacje ze sobą, z rodziną, prawdopodobnie pójść do przodu, co sugerują ostatnie sceny.

ocenił(a) film na 8
Lady_Lazaruss

Dlaczego zgrany zespół. Cóż, jako udane małżeństwo mieli niewiele czasu antenowego, jednak ja sama wyczułam chemię miedzy tymi postaciami, ją bawiły te beznadziejne żarty, on ja wspierał (taaak bede bronić tego porodu bo wbrew pozorom w XXI to nie takie oczywiste ze facet będzie nadskakiwal i wspierał w taki czuły sposob swoja żonę, zwłaszcza taki mąż "z rozsądku" jak zostalo wcześniej nadmienione). Co do roli koboecej w tym gilmie w pelni sie z tobą zgadzam.
Ale co do faceta... Nie wiem, mam wrażenie, że my kobiety czesto demonizujemy mężczyzn nie porbujac ich zrozumieć. Może moja interpretacja jest błędna ale chce w nia wierzyć :D Na samym początku na swój sposób próbował jej pomóc. Chciał rozmawiać, widac było ze emocje go rozsadzają (sam mówił ze jest prosty chłop) a ona byla zimna i bezduszna (przezywala swoją stratę na swoj sposób, on na swoj. Kazdy sposob jest okej) Potrafię zrozumieć czemu tak go to hmm ruszało. Szukał ratunku - proponował wyjazd, zmianę środowiska. Ona sie zamknela w swojej skorupie i nie dopuszczała do siebie nikogo. Scena tego niedoszlego aktu seksualnego byla wydaje mi sie takim punktem kulminacyjnym. Facet sie miota, nie wie jak pomóc, sam sobie nie radzi, brakuje mu żony, dotyku. Zachowuje sie jak kmiot agresywnie zmuszajac ją do czułości ale jak dla mnie to taki trochę krzyk bezradności-co go w żadnym stopniu nie hsprawiedliwia. Potem cos pęka, przestaje się starac i zaczyna się rownia pochyla. Zarówno ona jak i on działają za swoimi plecami. Szczerze mówiąc kibicowalam im żeby jednak sie wszystko ułożyło. Nawet myslalam ze budowanie mostu to symbol budowania od nowa relacji. Ale ostatecznie widzę, ze tam nie było juz czego ratowac. Mam tylko za złe że sami nie dojrzali do tej decyzji.

Podkreślam że moja opinia jest tylko i wyłącznie moją próbą zrozumienia postaci i wczucia się w jego położenie. Faceci często są pomijani w takich kwestiach jak strata dziecka.. Nie nosili go pod sercem 9 miesięcy ale czy wobec tego ich ból jest mniejszy?

ocenił(a) film na 7
Kluska_A

No zdecydowanie starasz się bardzo empatycznie podchodzić do tej postaci. Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie, niż mówisz i Ty jesteś tego najlepszym przykładem - tłumaczymy męską przemoc i agresję, bo biedni panowie nie radzą sobie z emocjami. Daj spokój, nie można mówić, że ich sposoby przeżywania tej żałoby są równorzędne! To on krzywdził fizycznie i emocjonalnie, ona po prostu zamknęła się w sobie i każdy ma do tego prawo, czy to zdrowe czy nie, to już psychologa należałoby zapytać. On nie chciał pomóc, nie pomaga się narzucając coś komuś, on chciał, żeby ona pomogła jemu, przeżywała to tak, jak on, na jego zasadach. Natomiast jego zachowanie wobec niej na pewno zdrowe nie było. To nie jest tak, że on emocjonalny, ona 'bezduszna' (dlaczego w ogóle takie pejoratywne słowo znowu wobec niej? przecież wraz z akcją dowiadujemy się, ile emocji jej towarzyszyło, do których musiała po prostu dojrzeć). On był po prostu niezrównoważony psychicznie. I tak, były między nimi różnice intelektualne, co samo w sobie nie byłoby pewnie takim problemem, gdyby nie jego skłonności do używek i innych destrukcyjnych zachowań. To nie jest tak, że każdego zachowanie możemy wytłumaczyć tragedią. Tam nawet padają słowa, że WRÓCIŁ do nałogu. Poza tym dał się przekupić za pieniądze, tej postaci nie da się wybronić, o ile nie patrzy się życzeniowo i pobłażliwie. Poza tym w Twoim toku rozumowania jest logiczna nie spójność. Otóż, podziwiajmy go, bo tak się zaangażował w JEJ poród, a przecież nie musiał, ale zarazem jest tak samo rodzicem, jak i ona, więc przeżywał śmierć tak samo. No to ma w końcu takie same prawa i obowiązki, czy nie? Dziecko na świecie było przez kilka sekund, w brzuchu mamy 9 miesięcy. To jest wciąż bardziej historia ciąży i połogu, niż rodzicielstwa i siłą rzeczy, biologicznie, jest to temat związany bardziej z matką. Co nie znaczy, że asystowanie i pomaganie ze strony ojca nie jest należnym minimum wkładu w ten trud, jaki jednak do tego momentu spoczywa na barkach kobiety.

ocenił(a) film na 8
Lady_Lazaruss

No właśnie jestem przykładem, bo dopiero od niedawna staram się zrozumieć obie strony, a nie być tylko stroną oskarżającą ;) Na szczęście nie o mnie jest ta dyskusja i również na szczęście sztuka każdemu pozostawia pole do własnej interpretacji :) W każdym razie dziękuję za rzeczową dyskusję.

ocenił(a) film na 7
Kluska_A

Jasne :) To prawda, że pozostawia, chociaż ja z ciekawości zagłębiłam się w temat i okazuje się, że scenariusz jest napisany przez kobietę, która opisała w zasadzie własną historię. Sama Kirby, grająca główną bohaterkę, stwierdziła w wywiadzie, że przesłanie filmu jest o tym, żeby oswoić śmierć i ruszyć do przodu. Ból jest z pewnością niewypowiedziany, ale z drugiej strony śmierć to część życia, która dotyczy nas wszystkich, o czym współcześnie zapominamy. Trochę zboczyłam z wątku pary, ale odnoszę się już do samej bohaterki. Wątek matki też nieprzypadkowy, to jest zderzenie świata ocalałych z holocaustu, którzy ciągle szukają sprawiedliwości, winy, z potrzebą przeżycia bardziej wewnętrznej żałoby. Bohaterka uświadamia sobie, że nie chce iść tą drogą, oskarżać kogoś o śmierć, która nie ma tak naprawdę winnych, życie resentymentem. Emocje pojawiły się przy zdjęciu i to był widocznie dla niej ten odpowiedni czas. Potem się uśmiecha, następuje wyraźna ulga i pogodzenie z tą stratą. I to jest w tym filmie piękne. Zwycięstwo przebaczenia i nadziei nad rozpaczą i złością.

ocenił(a) film na 8
Lady_Lazaruss

O, dzięki za zwrócenie uwagi na ten wątek holocaustu. Nie wylapałam zamysłu a teraz ma to sens :D

ocenił(a) film na 7
Kluska_A

Tak, to był bardzo ciekawy wątek poboczny i też właśnie inspirowany prawdziwą sytuacją autorki. Można sporo psychologicznego 'drugiego dna' w tym filmie wyłapać, jak nie ciągnąć pewnych traum z pokolenia na pokolenie i szukać własnych dróg, mimo, że często w obliczu tragedii reagujemy odruchowo w sposób wyuczony. Myślę, że te sceny, jak ona siedzi z tą mamą w kawiarni później, która spogląda na nią tak bezradnie, ale i z ufnością, są bardzo ważne. Przemiana zaszła w obu, matka też opuściła, pozwoliła sobie opuścić gardę i przestać być waleczna, napierająca. Zrozumiała, że córka jest dorosła i poradzi sobie z życiem, a wręcz zaopiekuje teraz nią, starszą panią - ten opiekuńczy gest ręki. Piękne.

ocenił(a) film na 8
Kluska_A

Ja się z Tobą w pełni zgadzam. Moje małżeństwo było przykładem innego radzenia sobie z pewną, na tamten czas - tragedią. Stanęliśmy po dwóch stronach barykady i każde z nas przeżywało ból i strach po swojemu, nie rozumiejąc kompletnie poczynań drugiej strony. Mąż szukał wsparcia, zaś ja zamknęłam się we własnej skorupie, działając wbrew jemu, rodzinie i logice. Tragedia, która powinna połączyć, podzieliła czyniąc nas wrogami. I żaden nasz ból nie był lepszy czy gorszy. Żadne z nas nie przeżywało go lepiej czy gorzej... Poradziliśmy sobie na swój własny sposób, po swojemu. I nikt, kto nie znalazł się w podobnej sytuacji nie ma prawa takich osób osądzać, zaznaczać ich pineską na skali cierpienia czy wskazywać słuszną drogę, bo takiej zwyczajnie nie ma.

ocenił(a) film na 7
Lady_Lazaruss

Nie zgodzę się, że on był takim kompletnym psychopatą. Widać jak bardzo wspiera partnerkę przy porodzie, widać jak się o nią martwi, jak stara się zrobić wszystko by było dobrze (wykonuje wszystkie polecenia, rozmawia z nią, dopytuje położnej co się dzieje). Widzimy też jak często się całują, przytulają w trakcie porodu - jest między nimi autentyczna więź, widać to też na zdjęciach, które są na lodówce. Tutaj naprawdę był niesamowitym partnerem.

Jeśli chodzi o żałobę to widać, że wszystko przeżywa, stara się coś zrobić by naprawić dystans między nimi - wyjechać gdzieś, pozwać położną, znaleźć odpowiedź na śmierć dziecka - nie mówię, że to co robi jest słuszne, ale jak najbardziej zrozumiałe. Widzimy, że walczy z sobą by nie wrócić do nałogu - nalewa sobie alkoholu do termosu, ale potem zaraz go wylewa. Nie osądzałabym go tak surowo, widać, że MArtha też chciała go zdradzić, ale widocznie to nie było coś co mogłoby jej dać ukojenie. Sean też bardzo wyraźnie prosi ją, aby nie oddawała ich córki, ona mu to obiecuje, po czym bez konsultacji z nim oddaje jej ciało na cele medyczne - jestem w stanie sobie wyobrazić jaki ból i zdradę mu tym wyrządziła. Jako osoba uzależniona, nie poradził sobie długo i w pewnym momencie po prostu odpuścił. Miałam nadzieję, że może jednak się dogadają, ale po żałobie nie byli w stanie wejść ze sobą w kontakt i tak jak ktoś napisał wcześniej - ta próba była zbyt ciężka by przejść ją razem. Mam nadzieję, że uzyskał jakiegoś rodzaju spokój po tym wszystkim, szkoda, że film po ich rozstaniu już nie pokazał jego losów.

Jeśli chodzi o zakończenie to wydaje mi się, że jest ono czysto metaforyczne - tylko tak możemy uciec od mocnego banału, jaki czasem dyktuje nam ten film. Dziewczynka chodząca po drzewie symbolizuje, że Martha pogodziła się z jej śmiercią, ale cały czas jest w jej pamięci lub w raju - co jest jej tam wygodniej myśleć. To torchę zbyt "ładne", że po takiej tragedii ona rodzi kolejne dziecko i w sumie wszystko jest już spoko bo "zaczęła na nowo". Zakończnie metaforyczne wydaje mi się bardziej życiowe, a kontakt z matką wydaje mi się lepszą klamrą dla tej bohaterki.

ocenił(a) film na 7
kundzia44

Nie twierdzę, że zakończenie nie jest metaforyczne. Ciężko stwierdzić jednoznacznie, co przedstawia. Ktoś domniemywał nawet, że drzewo wyrosło, więc widzimy na nim tak naprawdę wnuczkę Marthy. Wszystko jest możliwe, ale to bez znaczenia, widzimy zabliźnioną ranę i o tym cały czas mówiłam. Co do partnera, no nie, nie zgodzę się. Nie napisałam zresztą, że jest psychopatą, tylko 'niezrównoważony psychicznie'. Psychopatia to raczej stępienie emocjonalne, on był zaburzony i aż za bardzo te emocje nim rządziły, czego przykładów jest nadto i ciężko temu chyba zaprzeczyć. Tu nie chodzi o to, żeby punktować kto jak się zachował, nie twierdzę, że jej reakcje są "poprawne", czy "prawidłowe", bo nie ma czegoś takiego w przeżywaniu żałoby. Natomiast stosowanie przemocy fizycznej i psychicznej (uderzył ją, wyzywał, pocięła się przez niego szkłem, bo ją szarpał, próba gwałtu) nie są dla mnie do przyjęcia. Nie tylko jej tym nie pomógł, a pogarszał sytuację. Oczywiście, możemy stwierdzić, że to się zdarza, że ktoś do tego stopnia sobie z żałobą nie radzi, ale to nie znaczy, że musimy to zaakceptować i usprawiedliwić. Nic nie usprawiedliwia przemocy, a to jak sobie w takich sytuacjach radzimy jest efektem tego, jakimi ludźmi jesteśmy, dlatego zgodzę się, że ta trauma wyzwoliła w nim to, co najgorsze, coś, nad czym może miałby normalnie kontrolę, ale to widocznie w nim było. A życie przecież składa się z tragedii również, więc nie chciałabym mieć takiego partnera przy boku. To jest tłumaczenie z cyklu: 'uderzył, bo był zazdrosny, jest zazdrosny, bo kocha'. No nie. Ona przecież w swoim czasie dojrzała do przeżycia tej tragedii, były łzy i emocje, a potem naturalne uzdrowienie. Trochę to przerażające, że kobiety dla tak chorych męskich zachowań szukają usprawiedliwienia i zrozumienia. Albo gloryfikują sam fakt, że był przy porodzie i wspierał, a gdzie miał niby być? Jest wiele pięknych filmów o tym, jak para poradziła sobie, lub nie ze stratą dziecka, żeby przypomnieć choćby 'W kręgu miłości'. Ten jest o czymś innym, partner całkowicie 'dał ciała' i tyle w temacie. Ten film jest o Marcie (w końcu 'Cząstki kobiety') i o tym, jak poradzić sobie ze stratą, nie szukając przy tym winy w innych, a nie o ich związku, to jest tylko tło.

ocenił(a) film na 7
Lady_Lazaruss

Zgodzę się, że nic nie usprawiedliwia przemocy, nie mówię, że ją usprawiedliwiam, mówię, że rozumiem, że targały nim sprzeczne emocje. Jednak nie szłabym w tak proste porównanie - on jest zły - ona dobra. Ona też tą przemoc stosowała, tylko innego rodzaju - no bo czym nazwiemy tak ostentacyjne ignorowanie drugiej osoby lub wręcz kłamanie jej w twarz i działanie wprost przeciwko jej życzeniom. Traktowała go jak powietrze i to czasami gorsze niż kłótnie i wyzwiska. Co też jest trochę smutne, to było również jego dziecko, a kompletnie stracił kontrolę to co się z nim stanie po śmierci. Też scena na moście, gdy wyrzuca prochy jest trochę straszna, że nawet już w lepszej kondycji psychicznej, nie pomyślała, że on również chciałby się z nią pożegnać, a ona mu tą szansę odebrała, zatajając przed nim, że ma prochy.

Zgadzam się z tym co mówisz, że to widocznie w nim siedziało i długotrwały stres i brak wsparcia sprawił i to wyszło. To co zrobił było straszne - wyzwiska, próba stosunku, powrót do nałogu. Widziałam jednak z jego strony próbę konaktu, bycia razem w tragedii, to ona w pewnym momencie z tego związku po prostu zrezygnowała, co doprowadziło do tego rozstania. Jednak możemy zgadywać, że bycie z nim było dla niej po prostu za trudne. A może po prostu miała go gdzieś? Wydaje mi się, że wiedziałą, że jest w ciągu, że ją zdradza, ale niespecjalnie ją to obchodziło. Dla niej związek był już martwy. W każdym razie wydaje mi się, że gdyby oboje chcieli - mogliby ten związek uratować, niestety zabrakło sił i chęci.

Film wydaje mi się bardzo ważny, rozumiem, że to było o niej "cząstki kobiety", ale też chciałabym trochę męskiej perspektywy, żeby odrzucić trochę ten stereotyp, że kobiety cierpią bardziej, że bardziej mogą decydować o dziecku, albo że mężczyzna nie cierpi.

ocenił(a) film na 7
kundzia44

Nie twierdzę, że ona dobra, a on zły, ale zdecydowanie to on przejawiał tutaj bardziej agresywne i negatywne zachowanie, niedopuszczalne moim zdaniem. Zresztą nie tylko on, matka naruszała jej decyzyjność, integralność, intymność, a także sąsiadka w sklepie nawet. To film o jej perspektywie, jak się zdaje i o tym, jak napiera na nią cały świat, wiedząc lepiej, jak ma przeżywać żałobę po dziecku. Nigdzie nie twierdzę, że dla ojca to nie jest także potworna strata, niemniej film jest o kobiecej perspektywie i o tej specyficznej relacji, jaką poprzez fizyczność ma matka i dziecko, nawet to jeszcze nienarodzone. Myślę, że sceny, które pokazują laktację, czy charakterystyczne pielucho-majtki, które noszą kobiety po porodzie, są tu kluczowe. Jej ciało ani na chwilę nie dawało jej zapomnieć o tym wydarzeniu. Jej serce było raną, ale jej ciało, w sensie dosłownym - także. To bywa traumatyczne samo w sobie (poród, jego skutki dla organizmu) dla wielu kobiet, ale zwykle dziecko jest tutaj 'nagrodą' za ten cały trud. Bywa jednak, że kobieta popada w depresję poporodową, czy wtedy też powiemy, że jest zimna, bo nie utuli dzidziusia? No mam nadzieję, że współcześnie już nie. Oprócz ogromnego żalu, w przypadku kobiety dzieje się do tego wielka burza hormonalna w organizmie i to z pewnością nie pomaga jakoś dojść z tym wszystkim do ładu, dlatego nie będę się kłócić, że matka ma 'gorzej', bo nie o takie przepychanki tu chodzi, ale z pewnością jej doświadczenie jest tutaj jedyne i niepowtarzalne (a piszę to jako nie-matka, żeby nie było, że gloryfikuję macierzyństwo), że myślę, że nie mamy prawa oceniać tego, co się z nią działo i z pewnością on też nie miał prawa oczekiwać od niej takiej, a nie innej reakcji, żeby jemu się wydawało, że są w tym razem i żeby łatwiej mu było ją rozumieć. Myślę, że paradoksalnie większej empatii wymaga współczucie jej. On się miota, rozpacza, to takie charakterystyczne w naszej kulturze - widzimy emocje, więc na pewno ktoś bardzo cierpi. Nie myślimy, że może kiepsko radzi sobie z emocjami w ogóle, że może rozczula się nad sobą, zamiast zauważyć, że obok, w tej ciszy właśnie, ktoś praktycznie wykrwawia się z żalu...Dla mnie to on i cała reszta postępowali niezwykle egoistycznie, dając upust wszystkim swoim, nawet najbardziej prymitywnym instynktom. Nikt nie dawał jej przestrzeni, żeby ocknąć się z tego szoku, a przecież jej reakcja to typowy syndrom wyparcia i emocjonalnego szoku właśnie. To prawda, że jej już później nie zależało na nim, na niczym jej już nie zależało, w tym sęk - w tak złym była stanie. Ale to minęło i relacje z niektórymi dało się odbudować, myślę, że nawet silniejsze, co sugeruje scena w kawiarni. Tam, gdzie nie wydarzyło się aż tyle złego.

ocenił(a) film na 7
Lady_Lazaruss

Tak tutaj się zgodzę, że jej przeżywanie było skrajnie inne od niego, ale jej ciało też mocno dawało jej o tym znać.

Zgodzę się, że oczekuje się, wielkich płaczów, rozpaczy i określonego zachowania się w żałobie i teksty matki czy jej sąsiadki musiały być szczególnie dla niej dotkliwe. Czy choćby to, że bez jej zgody napierali na ukaranie położnej, albo tekst o imieniu "to nie ma znaczenia dużego". Dla niej widać, że miało ogromne i że chciała uzyskać jakąkolwiek kontrolę w sytuacji, w której zupełnie ją straciła. Rola Vanessy Kirby wynosi ten film na wyżyny, bo przez ani sekundę nie czuć fałszu w jej postaci, a przy miejscami banalnych scenach było to bardzo proste. Ona pozostaje stuprocentowo w roli i wydaje mi się, że świetnie oddaje to "nieme" cierpienie, Shii było tutaj łątwiej oddać trudne emocje niż jej.

Podoba mi się też wątek matki, dość szybko przestałam ją lubić i jej tekst "gdybyś mnie słuchała to byś miała dziecko w ramionach" i to, że stara się na niej wymusić swój sposób radzenia sobie. Niemniej w jej monologu, gdzie mówi o swoich przeżyciach i swojej matki, jej narodzinach, to daje dużą perspktywę dlaczego ona odbiera tak tą sytuację, dlaczego tak potrzebuje walczyć i dlaczego trudno jej zrozumieć perspektywę córki. Cieszę się, że nie zrobiono z niej typowej "złej mamy" ale pochylono się nad jej traumą. I ta scena w kawiarni, która w tak fajny sposób pokazuje ich relacje na nowo już w nowych rolach.

ocenił(a) film na 6
BlekitnyWiktor

Nie wiem do końca o co chodziło w tym zakończeniu, ale zupełnie nie współgrało z resztą (dobrą) filmu. Cały film przeżyłam bardzo, bo w życiu zmierzyłam się z taką samą śmiercią i żałobą i samo zakończenie bardzo mnie zawiodło bo pokazało, że dopiero kolejne (żywe) dziecko jest w stanie zamknąć ten etap. Przez cały film liczyłam na to, że zakończy się on pojednaniem tej pary, ukojeniem ich wspólnego bólu w byciu razem. Rola ojca i jego przeżywania śmierci dziecka pokazana została fatalnie, umniejszona, zepchnięta na drugi, jak nie trzeci plan.

jozefinamaria

Właśnie mnie też to tak zastanowiło, że rola partnera została sprowadzona do stostu wyświechtanych stereotypów, że facet nie potrafi przepracować traumy, tylko ucieka w nałogi i zdrady. W moim odczuciu było to celowe zaznaczenie, że ogólnie faceci sobie nie radzą w takich sytuacjach i nie można na nich liczyć, a przecież doskonale wiadomo, że nie zawsze tak jest. Być może zamysłem twórców było pokazanie, że niekiedy tego bólu nie da się ukoić razem, że rozstanie jest niezbędne, żeby razem zamknąć jakiś rozdział w życiu. Ja ogólnie kibicowałam temu rozstaniu, bo nie pasował mi ten partner ani trochę.

jozefinamaria

też nie rozumiem czemu mówi sie tu tylko o jej stracie, pomija sie ojca. Dla mnie to była żałoba ich obojga. Ona tez nie zachowała sie fair sama decydując na przykład o przekazaniu ciała na badania. to film i ich bólu, który przeżywają zupełnie inaczej, niestety oddalając się od siebie

ocenił(a) film na 7
BlekitnyWiktor

Podczas porodu położna powiedziała, że maa córkę. Myślę, że to była ta córka. Coś jest w tym, że odpuszczając tej położnej główna bohaterka nie rozdzieliła jej z córeczką i. To widzimy na koniec..

BlekitnyWiktor

W ostatniej scenie jabłoń jest drzewem, które Martha wyhodowała z pestek a Lucienne jest jej wnuczką. Osoba, która przychodzi po dziewczynkę i woła ją nie jest osobą młodą a nie może to być mama Marthy.
Po tym, jak zdjęła winę z położnej wszystko poszło w dobrym kierunku : udało jej się pożegnać córkę, udało jej się zacząć żyć na nowo, pestki wykiełkowały, życie się potoczyło dalej.
Jabłoń na którą wspina się Lucienne jest drzewem któremu ktoś pozwolił rosnąć w dowolny sposób, niczego nie formował a pięknie owocuje. Jabłka są tego samego gatunku co owoce z których Martha zbierała pestki. Scena pokazuje przyszłość i to dość odległą.

ocenił(a) film na 10
BlekitnyWiktor

Mi się wydaje, że ona poznała innego mężczyznę i mają dziecko, a scenę pokazali po kilku latach, jak już dziewczynka podrosła.

ocenił(a) film na 9
BlekitnyWiktor

Zgadzam się, moim zdaniem to jest córka Marthy już po paru latach z innego związku. Dla mnie jabłko było symbolem tej utraconej bliskości z córką. Te wszystkie jabłka podczas filmu sprawiały że mogła ją choć na chwilę poczuć, poczuc jej ciągłą obecność w jej życiu mimo, że personalnie jej nie ma. Jabłoń na końcu to taki trochę pomnik pamięci, że Martha o niej nie zapomni i jej córka zawsze będzie blisko.

ocenił(a) film na 7
Kornelia_Kukawska

Po stracie dziecka, często szukając ukojenia, mawia się, że dzieci nie umierają, a jedynie zmieniają termin przyjścia na świat. Może to nawiązanie do takiej wiary?

ocenił(a) film na 9
BlekitnyWiktor

Wg mnie on od razu die poddał zaczął palić, pic (wlewając alkohol do termosu) zdradził ja. Na koniec wziął kase i zrobił tak jak on chciał wiedząc ze ONa nie chce jechac. Na końcu zostawia jednak czapkę i ona ja wkłada rozsypując prochy w dodatku na moście (on ciagle opowiadał o mostach).
Zakończenie to jabłoń z pestek która wyhodowała jednak jest ona już bardzo stara i zdaZyla wydac przez lata wiele jeblek. Wg mnie ona ułożyła sobie życie z kimś innym bo nie pokazali jego. Kluczowym zwrotem akcji były pytania na sali sądowej dzięki którym dotarła do zdjęć i mogła sobie przypomnieć o dziecku które tak bardzo chciała wymazać z pamięci.

ocenił(a) film na 7
Madziakowoblog

A ja sie ludze,ze wrocili do siebie,ze mu wybaczyla,bo po co scena na moscie(nie gdzie indziej) podczas ktorej zaklada jego czapke na swoja glowe z czulosci wrecz .

ocenił(a) film na 8
aronn

Oczywiście, że wrócili do siebie. Gdyby miała go w zadzie to nie przyszłaby rozsypać prochów córki na most zbudowany przez niego, nie trzymałaby jego czapki, a tym bardziej nie zakładałaby jej. Nie mam wątpliwości, że spróbowali od nowa.

ocenił(a) film na 7
duzers78

Ale tez moglo to byc ostateczne porzegnanie,ale ta czapka.

ocenił(a) film na 8
aronn

Nie ma co się doszukiwać. Oboje mocno przeżyli śmierć dziecka, oboje spartolili sprawę czasu żałoby, ale jednak uczucie w nich pozostało, taka prawda. W szczególności, że czas leczy rany. Córka pojednała się z matką, to i pojednała się z kolesiem. Przypuszczam, że on też wiele zrozumiał. Widać było, że przed dramatem kochali się. Życie dało im drugą szansę i jej owocem jest dziecko.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones