Bohaterka jest taką właśnie poduszką, z naiwnością przyjmującą wszystko, w co wbiją w nią rówieśniczki. Ciężko ogląda się jej nieśmiały uśmiech odpowiadający na zaczepki, radość z tego, że ktoś w ogóle coś do niej mówi i się nią interesuje. Nieprzystosowana do życia wśród ludzi, chłonie obserwowane zachowania i stara się je odgrywać, w nadziei na przypodobanie się i wpasowanie w społeczne normy. Jest to celowo przejaskrawione ukazanie mechanizmów, na które narażeni są wszyscy (młodzi zwłaszcza) ludzie; czyniące z filmu opowieść rozgrywającą się na dwóch płaszczyznach: dosłownej (historia, którą mamy przed oczyma) i symbolicznej (uniwersalna wypowiedź o mechanizmach ludzkiej psychiki w zetknięciu ze społeczeństwem).
Warto wspomnieć też o Keeley, zamarzniętej niczym u Dukaja w swojej społecznej persony, snującej wizje jak by to było, gdyby mogła zacząć jej budowanie od początku – w innym miejscu, wśród innych ludzi. To zastygnięcie w roli dotyka i katów (Keeley właśnie), i ofiary – wszystkich bez wyjątku.
Dobrze, że zauważyłęś również to "zastygnięcie" w społecznej personie Keeley, która sama w jednej ze scen przyznaje, że gdyby przeprowadziła się w inne miejsce, może byłaby kimś innym. Tylko czy na pewno? Czy to zło i okrucieństwo nie zagnieździło się w niej na tyle mocno, by mogła zmienić swoją naturę? Śmiem jednak w to głęboko wątpić.
W tym trochę przejaskrawionym obrazie ludzkiej natury widać, że zło, brak empatii i okrucieństwo ujawniają się w niektórych ludziach najbardziej w sytuacjach, kiedy spotykają jakiś łatwy cel. Ten świat to ciągłą walka o władzę, przewagę, dominację i wpływy. Walka, która dla odmieńców, nie potrafiących jednocześnie postawić się i walczyć o swoje racje, okazuje się wyrokiem. Okrutnym wyrokiem ostracyzmu, napiętnowania i alienacji.
Bardzo smutny w wymowie film, nie pozostawiający nadziei, że taki włóczkowo- sielski świat głównych bohaterek ma jeszcze dzisiaj rację bytu.