Bo trudno przyjąć, że człowiek w swej przyziemności byłby w stanie stworzyć coś tak niezwykłego, gdyby sam stworzony przez istotę niezwykłą nie został. Jeśli jest w stanie przekraczać granice swego jestestwa, to czy nie oznacza to, że istnieć musi coś, czego jestestwem jest to, co poza naszymi limitami?
Nie sądźcie jednak, że to film o duchowości czy o rzeczach wzniosłych. To film o ludziach, o ludziach i ludzkim głosem, ale w sposób jakby poza ludzki.
Obejrzałem przed kilkoma godzinami i w piersi mi coś od tego momentu rośnie i pulsuje, pewnie wkrótce eksploduję. ;-)
Bardzo bym chciał, żeby Mateusz Głowacki ten film obejrzał i stworzył jeden ze swoich rozpoznawalnych tekstów na jego temat.
Witam! Czy mógłbyś krótko przybliżyć o czym jest ten film, bo Twoja ocena jest o tyle bardzo zachęcająca, co nie mówiąca nic o fabule, a podejrzewam, że film jest nie do zdobycia. :)
To jest dokument o dokumencie, a przede wszystkim film o ekipie go kręcącej. Taki making-of making-ofu. Greaves zatrudnił trzy ekipy - pierwsza miała kręcić film fabularny "Over the Cliff" z prawdziwymi aktorami, druga miała kręcić pierwszą, a trzecie dwie poprzednie i wszystko wokół. Trochę zalatuje francuskim cinema verite. Z tym że reżyser wszelkimi chwytami stara się dezorientować nas, mieszając te poziomy "making-ofu". Niby kręcony przez nich "Over the Cliff" to tylko pretekst żeby pokazać zachowanie ludzi w sytuacjach, gdy nie są w stanie do końca wytłumaczyć czyichś zachowań. Reżyser prowokuje, udaje niekompetentnego idiotę i kręci bez przerwy tę samą scenę, a ekipa powoli zaczyna się buntować, przy czym wszystko jest rejestrowane na taśmie.
Jeden z najlepszych "filmów o filmie" moim zdaniem, dość skomplikowany. W tym wypadku jakieś metafizyczne interpretacje tylko go spłycają.
Według mnie przegadany, nawet jak na making-of making-ofu, jak go nazwałeś. Świetny pomysł utonął pod usypiskiem narcyzmu twórców, którzy zamiast pozwolić filmowi popłynąć swoim naturalnym rytmem woleli w nieskończoność dyskutować o tym, co tworzą, jak to tworzą i po co. Potencjał zmarnowany; a szkoda, bo - przykładowo - sceny jak te, w których aktorzy odgrywają swoje naiwnie napisane role, albo szykują strategię ich odegrania, wypadają interesująco.