niby czemu najgorszy?? raczej po prostu unikał wybijania się z reszty, chował się w cieniu. odmiennie od tamtych.
Zgadzam się!!! Deacon wkurza mnie najbardziej z całej czwórki.
Wystarczy tylko obejrzeć sobie kilka teledysków: koleś podryguje jaby się urwał z jakiejś wiejskiej kapeli discopolowej... o_O
to "podrygiwanie" to rzeczywiście jest śmiechu warte i zawsze mnie rozśmiesza, ale w przeciwieństwie do May'a i Taylora potrafił odejść z showbusinessu z godnością, darował sobie kiczowate przedsięwzięcia, które stały/ją się udziałem powyższych...szanuję go za to
Kiczowate przedsięwzięcia? Szanuję cały zespół Queen - Freddiego, Johna, Rogera i Briana. Dzięki Rogerowi i Brianowi ludzie wciąż mogą posłuchać przebojów Queen na żywo.. Oczywiście bez Freddiego i Johna.. Ale przynajmniej Paul nie próbuje nawet podrabiać Freddiego i chwała Mu za to. A jeszcze co do "podrygiwania" to każdy z nich dawał na scenie z siebie wszystko dla publiczności..
wszyscy gowno wiecie..wielcy znawcy sie odzywaja a pewnie nawet nie wiecie jakie piosenki napisal..choc przyznam ze tez mnie denerwowal swoja skromnoscia i tym ze na koncertach(szczegolnie Wembley 1986) jak gral na gitarze to stal plecami do widowni i wyglada to tak jakby gral dla Rogera bo stal akurat w strone perkusji, chociaz oczywiscie nie zawsze tak bylo..i szkoda ze juz nie gra z Rogerem i Brianem..a wracajac do nich to powinni zmienic nazwe swojego zepsolu..bez przesady.. Queen to zamkniety rozdzial..
Ja tam go lubię, choćby za moje ukochane "You're my best friend", "Spread your wings", "If you can't beat them", "My life has been saved"...
A "I want to break free" to czyja zasługa? Nie kochani, nie Freddiego, Briana czy Rogera... nad piosenka pracował oczywiście cały zespół, ale STWORZYŁ ją John.
"One year of love"- przecudna ballada rockowa. Autorstwa Johna.
Więc zdanie "najgorszy z wielkiej czwórki" jest co najmniej nie na miejscu. Może nie tworzył na potęgę jak Freddie czy Brian i ma nieco mniej tych piosenek, ale jest utalentowany. Ja go bardzo lubię. Z graniem na basie radził sobie znakomicie.
Co do tego "kiwania się" tak ostro skrytykowanego... każdy pan z Queenu miał swoje charakterystyczne zachowanie na scenie. Gdyby John stał jak kołek narzekalibyście, że się nie wyróżnia. A może on po prostu "czuł muzykę" całym ciałem? Albo lepiej mu się grało przy takim "podrygiwaniu"? Mniejsza z tym, ważne, że radził sobie wspaniale i ja, ze swojej strony, nie widzę Queenu bez Niego.
też się nie zgadzam z tym że najgorszy ... a to podrygiwanie jest fajnne
=)))) przynajmniej mnie się podoba , nie trzeba zaraz wszystkiego
krytykować...
Jaasne najgorszy. Niby dlaczego? Stworzył wiele wspaniałych utworów. Że
trzymał się z boku? Właśnie dlatego jest u mnie na 2 miejscu, zaraz po
Freddiem. Być może nie był zbyt medialny, ale to chyba dobrze. Bo kto lubi
komercję zamiast sztuki? Poza tym był doskonałym muzykiem. Przecież bez
jego basu nie byłoby dziś np. Another One Bites the Dust...
A jeszcze co do tego kiwania się: a co miał skakać po scenie i walić gitara
w podłoże? Czy może stać sztywno tak jakby miał kij od miotły w tyłku...
niby rozdzial zamnkiniety... ale przeciez emerytura musi byc godziwa, sprzedaz plyt trzeba napedzac, o marke nalezy dbac. i tak robia to z wyczuciem, chocby zatrudniajac paula rodgersa a nie robbie williamsa na koncerty. czapki z glow!
Co wy tam wiecie ... John Deacon po śmierci Freda bardzo się załamał, miał problemy rodzinne, jest kilku świadków którzy potwierdzili to że nie raz go widzieli w klubach ze striptizem, a odwołując się do jego skromności to wiele razy wspominał że nie lubi wyróżniać się z tłumu i woli pozostać w cieniu, był on bardzo zrównoważonym gitarzystą i to tak naprawdę pokazuje jego wyjątkowość w tym zespole.Pozdrawiam
Ja bym nie nazwał go najgorszym, lecz najmniej błyskotliwym. Był wirtuozem gitary basowej, stworzył dwie powalające na łopatki i wywołujące opad szczęki linie basowe("Another One Bites The Dust" i "Under Pressure"), ale rzeczywiście to on tworzył najmniej w Królowej. Mercury, May i Taylor to geniusze, a Deacon prawie geniusz.
wspaniale podsumowanie!!
posluchaj jeszcze troche queen i poczytaj o nich... na razie wnioskowanie prawie ci wychodzi:)
A ja muszę powiedzieć, że darze go dużą sympatią. Jak się o niem trochę poczyta to można dojść do wniosku, że w absolutnie niczym nie odbiegał od reszty. Fakt trochę dziwnie i śmiesznie prezentował sie na koncertach, ale tak ma większość basistów. To mu zawdzięczamy wiele świetnych utworów i wspaniałą sekcję rytmiczną.
Brian May wypowiadał się, że mimo iż John wydaje się cichy, spokojny i trochę odstający od reszty to jak coś powie może zastrzelić jednym słowem. John spajał zespół i często łagodził żywiołowe spory.
A to że nie upijał się w trupa (za co bym sobie głowy nie dała uciąć:)) i nie udzielał wielu wywiadów to nie świadczy o tym że był gorszy, bo nie wiem jakie kryteria się tu przyjmuje bo talentu to mu z pewnością nie brakowało. I wydaje mi się, oglądając różne nagrania i czytając jakieś wypowiedzi mogę stwierdzić, że pozostałą 3 darzyło go dużą sympatią:)
równie wielki jak Freddie, Brian czy Roger... uwielbiam go za swoją skromność i sympatyczność :) myślę, że bez niego tak samo jak bez każdego innego czlonka Queen nie był by taki jaki był, czyli cudowny :)
a co do podrygiwania :P widzieliście jak "podrygiwał" Freddie ?? :P a biednego Johna się czepiacie... :)
Bzdury...
Bardzo dobry basista ze świetnym poczuciem rytmu, niebanalny kompozytor - nie szedł w ilość a w jakość - jego piosenki są niesłychanie ponadczasowe i gustowne - perełki.
Zachowuje się z klasą, umie oddzielić przeszłość od teraźniejszości - nie zgrywa młodzieniaszka, nie jest pazerny, nie odgrzewa w nieskończoność "kotletów" jak May i Taylor, we wspomnieniach współpracowników Queen uchodzi za koleżeńskiego, sympatycznego gościa, sprawiedliwego szefa, statecznego ojca i męża. Czy trzeba być pajacem, żeby dobrze robić swoje? Czym Deacon różni się od pozostałych by oceniać go in minus? Tym, że nigdy nie miał parcia na szkło? Ciśnienia by być na pierwszym planie?
Chyba żartujesz. Miał ogromny wkład w rozwój zespołu. Stworzył świetne kawałki, jedne z lepszych Queene. I dzięki temu zespół nie podupadł, choć był na skraju.
Niestety niedoceniany, a osobiście lubię go bardziej niż Briana czy Rogera, którzy mieli parcie na szkło