PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=874626}
5,8 13
ocen
5,8 10 1 13
Graven
powrót do forum gry Graven

Ostatnie lata to najwyraźniej wielki powrót świata gier elektronicznych do epoki lat 90-tych. Uważam, że właśnie tamte lata jako czas najszybszego skoku technologicznego, więc też nieprawdopodobnego rozwoju kart graficznych, procesorów itd., dały twórcom gier najwięcej przestrzeni do wykazania się kreatywnością. Można było pokazywać na ekranie coraz bardziej niesamowite rzeczy, jednak jeszcze nie na tyle realistyczne, aby odebrać grom uwielbianą przez moje pokolenie potrzebę używania wyobraźni. Lata 90-te to wielki boom nowych gatunków gier, nowych pomysłów, a wiele z tytułów do dziś uważam za lepsze od nowych produkcji. Kiedy gry przestały przypominać to, co znałem z lat dzieciństwa, odszedłem od grania, czasami tylko nadrabiając klasykę. Jednak kiedy moje pokolenie wzięło się za odkurzanie rupieci, odmawiając odejścia swoim ulubionym tytułom w zapomnienie, zachwyciłem się, że komuś chce się robić nowe rzeczy, ale po staremu, wykorzystując przy tym rozmaite nowinki technologiczne w taki sposób, aby pomimo nowych możliwości, których nie mieliśmy w latach 90-tych, nie zakłócić esencji tego, co w dawnych grach stanowiło o ich jakości. Zaczęło się od niesamowitego "Ion Fury", później zagrałem w "Dread Templar", "WRATH: Aeon of Ruin" oraz "DUSK", a także polski niesamowity "Blood West". Te gry udowadniają, że nie potrzeba iść w ślady deweloperów tworzących dla wielkich marek, gdzie wszystko musi być błyszczące, gładkie i pełne przerywników filmowych. To co najlepsze, już mieliśmy dawno temu, ale teraz można to połączyć z elementami, które wówczas w latach 90-tych były nieosiągalne - tworząc coś nowego i starego zarazem, wyciągając z rozgrywki jej esencję.
"GRAVEN" był moim kolejnym wyborem, któremu miałem poświęcić tygodnie wolnego czasu. Pomimo, że była to jeszcze wersja z łatką "wczesny dostęp" (trzecia aktualizacja), kolejny raz zostałem oczarowany, przypominając sobie, dlaczego uwielbiam gry komputerowe - i to nie jest tak, że kiedyś odszedłem od nich, bo mi się znudziły, ale to raczej rynek gier stał się zaprzeczeniem tego, co kiedyś było w nim najatrakcyjniejsze.

W tej pierwszoosobowej grze akcji wcielamy się w kapłana niesłusznie skazanego na karę śmierci w obronie niewinnej osoby, który z jakiegoś powodu zamiast zadanej śmierci, otrzymuje drugą szansę, pojawiając się znikąd w łodzi, gdzieś na ponurych bagniskach. Początek nawiązuje do legendarnego "Half-Life". To wprowadzenie robi olbrzymie wrażenie. Samo oglądanie spustoszonych brzegów, słuchanie wioślarza podczas napisów początkowych - to wszystko wprowadziło mnie do gry w pełni zaangażowanego. Jeszcze zanim wysiadłem w porcie, przygniótł mnie rozmach okolicy - choć jednolitej w swoim dołującym i mrocznym klimacie, tak bardzo urozmaiconej tysiącami pięknych szczegółów. Pozostawienie grafiki pikselowej tylko wzmogło mój apetyt. Uwielbiam, kiedy gry przypominają, że są grami, a nie usilnym naśladownictwem rzeczywistości albo jej ulepszaniem przez wygładzania i upiększanie, dodawanie najnowszych efektów.

Sterowanie, klawiszologia są banalne, dzięki czemu nie musimy się uczyć grać, bo wszystkiego można się szybko domyślić. Zwiedzając miasto poznajemy pierwsze zadania. Większości można się podjąć w dowolnej kolejności. Linearne są tylko te, które wymagają dostania się w miejsca na początku nieosiągalne. Zawodzi tu trochę broń. O ile fizyka z silnikiem graficznym Unreal Engine 4 robi swoje, odróżniając tę grę od staroci, o tyle używanie broni powinno sprawiać nieco większą frajdę. Jak na grę w klimatach fantasy, moc ognia i błyskawic jest zbyt mało użyteczna - zresztą nawet podstawowa nie jest dostępna od razu. Mana wyczerpuje się bardzo szybko, przez co raczej nie czujemy się tu magiem. Zmiana ekwipunku nie jest zbyt wygodna. Pomimo ukończonej gry, nie zdołałem ulepszyć czarów do maksymalnego poziomu, inwestując raczej w broń klasyczną. Ceny u kowala oraz alchemika są zaporowe. Wolałbym większą satysfakcję ze strzelania, nawet z walki wręcz, ale za to przeciwnicy prezentują się bardzo dobrze. Łatwo tu zginąć, ale na szczęście kosztuje nas to zazwyczaj pieniądze, respawn kilku wrogów i możemy grać dalej.
Chociaż trafiłem na różne bugi - element nieodłączny w wersjach wczesnego dostępu - nie zraziły mnie do gry. Czekam na kolejne aktualizacje. Tutaj do perfekcji dopracowano muzykę, efekty dźwiękowe i grafikę, ale przede wszystkim projekt poziomów - to, w jaki sposób są ze sobą połączone w jedną, wiarygodną lokację. Wspaniałą rzeczą jest możliwość zobaczenia w różnych miejsc map obiekty oddalone od nas o godziny grania. Sam fakt, że widzimy szczyt wieży, od razu zachęca do dostania się do niej. Odkrywanie każdego, nawet najmniejszego nowego fragmentu mapy był dla mnie niesamowicie ekscytujący, wart poświęcenia kolejnej nocy weekendu. Kiedy po pary nocach doskonale poznałem mapę, czułem się jak u siebie w domu - cele stały się jaśniejsze, koniec gry coraz bardziej wyczuwalny, w zasięgu ręki, używanie broni bardziej dowolne, swobodne. Nagłe przejście z mrocznych klimatów bagna i drewnianej wioski - z jękami cywilów, płaczem, zawodzeniem tych, co przeżyli plagę bez swojej rodziny, posępnie kraczącymi krukami, stosami ciał jak podczas dżumy - do ogrodów pełnych pięknych kwiatów, później wielkiego kościoła i biblioteki, podziemi, kanałów, zamków... To zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Mapy i obiekty na nich są dalekie od metody "kopiuj-wklej". Dodatkowo fabułę poznajemy ze szczątkowych opowieści NPC-ów, ksiąg i notek. Nie ma tu za wiele do czytania, natomiast w oryginale, ten angielski jest zbyt skomplikowany dla wszystkich poza native-speakerami, tak więc zagadki oraz odkrywanie świata nie będą przyjemne dla wszystkich po równo. To trochę błąd twórców, żeby zniechęcać graczy zaporowym językiem. Z tego co czytałem w Internecie, podobnie jak ja, wielu graczy utknęło w kilku miejscach. To też jest do naprawienia, ponieważ samemu, bez obejrzenia solucji, zobaczenia podpowiedzi na forach, nie otworzyłbym nowych lokacji.

Finał rozgrywki nieco mnie zawiódł, ale to bardziej ze względów technicznych - chyba był robiony na szybko. Nie wiem dlaczego, ale czasami płynność grafiki zawodzi na moim GTX 770 (4GB) podobnie jak na komputerze typu All-in-One, który przecież ma kartę zintegrowaną. Czuję, że będzie z tego kiedyś coś znacznie lepszego, bo potwory są zaprojektowane bardzo dobrze, boss jest świetny, tylko źle i niepłynnie się tę ostateczną potyczkę prowadzi.
Po ukończeniu gry od razu czułem tęsknotę, chciałem wrócić po więcej, a to już chyba najlepsza recenzja. "GRAVEN" dostał różne oceny. Zdziwię się, że nie każdy portal ocenił go wysoko, a sami gracze zostali chyba zniechęceni z różnych względów i od razu skreślili ten tytuł. Ja wręcz przeciwnie - kolejny raz utwierdziłem się w przekonaniu, że warto stawiać na retro. Ostatnio grałem w wersję "wczesny dostęp" kilka razy i zawsze miałem ten dylemat - czy nie lepiej poczekać... Na pewno nie tylko "GRAVEN" w wersji finalnej będzie jeszcze bardziej niesamowity. Jednak filmów z gry na YouTube jest śmiesznie mało, solucji prawie wcale, więc to całkiem przyjemnie być jedną z niewielu osób, które mają szansę odkryć ten niesamowity świat, jeszcze podczas jego produkcji. Niezależnie od finalnej wersji, już teraz jest to dla mnie niezapomniany tytuł. Jeśli dojdzie działający tryb kooperacji, to będzie dla mnie gra niemal doskonała.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones